niedziela, 27 grudnia 2009

Karpazi - Reaktywacja.


Z racji tego, że w zeszłym roku mieliśmy przyjemność postawić stopy na złotym piasku, Złotej Plaży, gdy nadażyła się taka możliwość poraz kolejny, nie zastanawialiśmy się zbyt długo. Po 3 godzinach drogi i sprawdzeniu możliwości noclegu okazalo się, że jedyny wolny "bungalow" czyli domek zbity z płyty paździerzowej z NRD, ma wewnętrzne wymiary zbliżone do wymiarów łóżka i nie ma łazienki.


Nie dla wygody jednak się tam ludzie pojawiają, a dla hipisowskiej atmosfery, umiarkowanej ilości ludzi i rewelacyjnych widoków. Po rumianej nocy na plaży przykrytej najbardziej podziurawionym nocnym niebem jakie kiedykolwiek widziałem, nocnej kąpieli i krótkim snem, z ciężką głową i zamglonym spojżeniem wybrałem się pykać fotki. Nie było by w tym nic nadzywczajnego, gdyby nie to, że z racji wczesnej pory i braku zapasów nie było szansy wyczarowania choćby szklanki wody nadającej się do picia. Ponad to w przypływie optymizmu paradowałem tylko w szortach. W czasie 3 godzinnej wyprawy oprócz robienia zdjęć głownie starałem się w jakiś sposób wycierać pot z twarzy i reszty ciała (byłem tylko w tych marnych gaciach), póżniej już tylko starałem się wycierać pot z aparatu. Uroku dodawał brak wody co zarówno ze względu na temperaturę jak i odwodnienie spowodowane wspomnianą wcześniej rumianą nocą drastycznie skróciło mój fotograficzny spacer. Efekty poniżej.

7:30 rano, kompletny brak ludzi. Atutem tego miejsca jest to, że w południe na plaży można doliczyć się najwyżej 20 osób.


Wydmy. Ślady człowiecze skrzyżowane z przeważającymi tropami jaszczurek :)


Dodatkowo po śniadaniu i uzupełnieniu płynów wykonałem parę podwodnych fotek. Się mi Mit prezentuje dobrze w każdej sytuacji :)


Relaksacyjny Mit Powierzchniowy.

Cisza w eterze.


Niczym słomiany ogień rozpocząłem i nie kontynuuję. Powodów było kilka. Zachorował mi aparat dość znacznie i bez znaku życia parę dłuższych chwil spoczywał niemrawo. W wyniku rzeczonej zarazy cyfrowej, słomą zajął się pomysł jakże zacny, domu nad rzeką strugania. A że złożony to proces, mozolny i pełen rozterek trwać to jakiś czas musiało.
Nie zmienia to faktu, że w paru miejscach i tych nowych i starych się pojawiliśmy. Poniżej relacja ze zdobywania Fortecy St. Hilarion. Wrzesień 2009.


Widok w kierunku wschodnim, tam musi być jakaś cywilizacja.


Przydała by się tutaj ekipa Duzersów.


W dole Kyrenia. Panoramy dobrze oddają charakter miejsca :)




Mit i spocony-ale-z-uśmiechem Ja.