sobota, 13 lutego 2010

Kebab i kolejna eksploracja miasta.


Dzisiaj postanowiłem wybrać się do centrum i zobaczyć wreszcie miejską halę targową. Oczekiwałem egoztyki egzotyki, miejsca pełnego ludzi oraz różnego rodzaju produktów. Rzeczywistość zweryfikowała moje wyobrażenia. Hala owszem, jak na warunki cypryjskie duża. Stalowa konstrukcja pozbawiona finezji, ściany pociągnięte olejną. W dworcowej atmosferze centralnie rozstawione stragany, a właściwie skrzynki z warzywami/owocami, po obwodzie na co drugim stoisku ryby lub mieso, przeplatane z rękodziełem. Trochę się zawiodłem.



Widziałem już targowisko "pod chmurką" w Limassol (z ciekawostek, można tam kupić lokalny bimber "Zivaniję" na kanistry - podobno dobry/a, pewnie parę osób mi nie uwierzy, ale nie próbowałem). Najbardziej podobal mi sie targ w Larnace. Organizowany raz w tygodniu, pod gołym niebem, pierwszy raz widziałem taką obfitość warzyw, owoców oraz wszelkich innych produktów włączając w to ślimaki, które stanowią lokalny przysmak. I to wcale nie duże winniczki, jakie choćby w Polsce można dopaść gdzieniegdzie, a zwykłe ogrodowe małe łajzy. Co kraj to obyczaj.

Strasznie lubię banany i bananowce. I chyba bardziej oglądać niż spożywać (zwłaszcza owoce :). W okolicach Paphos jest ich kilka plantacji, jednak w Limassol cieszyć się ich widokiem, raczej z przypadku można rzadziej. Może własnie z ich braku wynika ta atrakcyjność.

Nie był bym sobą, gdybym czegoś na spacerze nie wcisnął między usta. Ostatnio (oprócz dobrze wysiedziałej tapicerki) nieźle mi wchodzą kebaby z kebabowni noszącej wdzięczną nazwę "Falafel Express".


Nie do końca rozumiem dlaczego logo tego miejsca to Kurczak z Kryptona, ale nie zmienia to faktu, że jak dotąd, w moim i Mita mniemaniu możesz zjeść tam wyjątkowo dobry kebab, a w moim przypadku dwa.

Garść architektury. Columbia Plaza, relatywnie świeży budynek odcinający się od zapyziałego otoczenia. Taki trochę Nieśmiały Kosmita. Mozliwe nawet, że przybył w pokoju.


Na pierwszy rzut oka ciekawy i nowoczesny, na drugi odrobinę rozedrgany i zabałaganiony w formie. Gusta. Ja o nich raczej delikatnie.

Jutro wybieramy się na karnawałową paradę i jak wszystko pójdzie zgodnie z planem wpadniemy też do Bao Bao spróbować kolejnych chińskich specjałów. Najprawdopodobniej wrzucę parę zdjęć i drobną relację.

Ogarnia mnie marność.

2 komentarze:

  1. czemuż marność? u nas tylko obciekające fryty a u Ciebie duża rozmaitość, ciesz się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Marnosc slowa. Monosylaby i pomsty wychodza mi najlepiej. Co do cieknacych fryt, to jakis czas temu widzialem na Kuchnia TV ze w Szkocji sprzedaja smazone Marsy i Snickersy. Czy widzialas cos takiego ???
    Bylismy wczoraj na paradzie i sie duzo dzialo, ale niestety jeszcze mi sie nie udalo wrzucic relacji, choc mam nadzieje ze nastapi to niebawem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń